
Chcielibyśmy przybliżyć tych ludzi wszystkim mieszkańcom i odwiedzającym naszą gminę. Dziś przedstawiamy Mirosława Sośnickiego.Mirosław, który kocha życie, takie, jakie ono jest.Mirosław Sośnicki pisarz, dziennikarz i polityk, poseł na Sejm I kadencji. Mieszka w Jugowicach od 2003 roku. Pod jego piórem powstają powieści, w których porusza głębokie sprawy życia i śmierci.
W latach 80. w podziemiu wydał sztukę Umieralnia nr 8, napisał też powieśćPodejrzany, porucznik, śmierć oraz kilka sztuk teatralnych. W Jugowicach w 2004 i 2005 roku napisał powieści Wzgórze Pana Boga i Astrachowka. A w 2009 roku powstała powieść Miłość, tylko miłość, następnie w 2011 Modżiburki dwa.
– Czym jest dla Pana pisanie?
M.S.- Spełniło się moje młodzieńcze marzenie o tym, aby mieć dom pod lasem i pisać. Od paru lat tak właśnie żyję. Pisanie to moje życie.
– Kiedy rozpoczął Pan swoją przygodę ze sztuką?
M.S.- Odkąd pamiętam, chciałem pisać. W drugiej klasie szkoły podstawowej zacząłem swoją pierwszą powieść. Pamiętam, że bohaterowie mieli podjąć bardzo ważną decyzję. Zjeżdżanie na sankach albo szukanie złota i drogocennych kamieni w opuszczonej fabryce zegarków. Po napisaniu kilku stron tej znakomicie zapowiadającej się powieści, życie się o mnie upomniało. Pognałem na podwórko i tam zostałem na sporo lat.Pisałem wiersze i opowiadania w szkole średniej. Później sztuki teatralne (jedna z nich została nagrodzona w konkursie „Atenueum”) i scenariusze filmowe (kilka z niuch zostało zakupionych przez telewizję).Były lata przerw w moim pisaniu (internowanie, działalność opozycyjna, polityka, biznes).
– O czym Pan pisze?
M.S.- Zawsze o tym co dla mnie najważniejsze. Od wielu lat doświadczam miłości. Jestem miłością przepełniony. To widać we wszystkich moich powieściach, zwłaszcza w mojej ostatniej książce pt. „Modżiburki dwa”. To bardzo ciepła, radosna i jednocześnie odrobinę mistyczna opowieść o miłości. Akcja tej powieście rozgrywa się tutaj, w Jugowicach, Walimiu. Finałowa scena ma miejsce na szczycie Wielkiej Sowy.
– To chyba można przyjąć, że tutaj, w Gminie Walim, Jugowicach Górnych, w których Pan mieszka, dobrze się Panu tworzy?
M.S.- Tak. Tutaj mam znakomite warunki do tworzenia. To wszystko, co pisarzowi jest niezbędne. Spokój, cisza. I przepiękna okolica. Gdzie człowiek nie spojrzy, tam piękno, ład, harmonia? Dlatego było to dla mnie naturalne, że akcję ostatniej powieści osadziłem w miejscu swojego zamieszkania.
– Co stanowi Pana natchnienie w pisaniu i tworzeniu?
M.S.- Przystępując do pisania mam tylko pomysł. I to mglisty. Zabierając się za pisanie „Modżiburków” wiedziałem tylko, że chcę opowiedzieć o parze bohaterów. O kobiecie i mężczyźnie, którzy nazwali siebie Modżiburkami i którzy bardzo się kochają. Tylko tyle i aż tyle.
Przystępując do pisania „Modżiburków nie miałem pojęcia, co będzie w pierwszym rozdziale, w drugim. Nie wiedziałem, jakie będzie zakończenie. Gdybym to znał, nie napisałbym powieści. Bo, po co pisać, skoro się już wszystko wie. Lepiej wymyślać coś nowego. Ja muszę mieć ciekawość tego, co się wydarzy. Ciekawość pierwszego napisanego zdania, akapitu, strony. I ciekawości tego, co będzie dalej. Ciekawość tworzenia jest moją główną i jedyną siłą. To ona powoduje, że siadam codziennie rano do pisania.
– To proszę opowiedzieć, jak pisanie wygląda. Ma Pan swoje ulubione miejsce? Ile godzin dziennie Pan pisze?
M.S.- Każdą powieść zaczynam na jesieni. Mam wtedy mało pracy na rzecz domu i mogę prawie cały swój czas przeznaczyć na pisanie. Mam swój reżim. Codziennie muszę napisać cztery strony. To bardzo dużo. Wstaję rano. Medytuję. Śniadanie. I tak około ósmej siadam do pisania. Obiad około trzynastej. Krótki spacer i pisanie do kolacji. Często się zdarza, że mimo tylu godzin pisania, nie mam tych swoich czterech stron. Tak więc, po kolacji, pisanie aż „norma” zostanie wykonana. Piszę codziennie. W niedzielę, święta. Nawet w Wigilię czy też w Sylwestra staram się napisać chociaż stroniczkę.
Początki są zawsze bardzo trudne. Ale im bardziej wchodzę w powieściowy świat, tym troszkę łatwiej się pisze. Dla mnie najważniejsze jest to, co nazywam wewnętrznym rytmem. Podczas pisania to się czuje. To gra. A najpiękniejsze podczas pisania są stany, kiedy ze zdziwieniem się patrzy na obraz świata, o którym się wcześniej nie miało pojęcia.
Mam taki malutki pokoik na poddaszu. Tam piszę. Tam mam ciszę, spokój, pewne oddalenie. To daje komfort pisania.
Powieść kończę na wiosnę. Jestem wtedy potwornie zmęczony, ale też bardzo radosny. Może kiedyś napiszę powieść o pisaniu powieści. O tych wszystkich wspaniałościach, które się dzieją podczas pisania.
– Czy w tworzeniu powieści pomagają Panu zdobyte doświadczenia życiowe, jako dziennikarza, polityka i fotografika?
M.S.- Z całą pewnością tak. Doświadczenia życiowe pomagają. Nie trzeba wielu rzeczy wymyślać. Na przykład w „Astrachowce” były dobrze mi znane realia więzienia, przesłuchań czy też gry w pokera. A teraz powróciła młodzieńcza miłość do fotografii. Szukam połączenia testu i obrazu. Może to będzie album z okolicznymi krajobrazami i tekstem, może coś zupełnie innego. Jedno jest pewne, piękno miejsca, piękno przyrody spowodowało, że ponownie sięgnąłem po aparat. Może, za jakiś czas będę mógł zaprezentować swoje zdjęcia na wystawie.
– Która z Pana powieści podoba się czytelnikom najbardziej?
M.S.- To trudne pytanie. Rewelacyjne recenzje zbiera ostania moja książka pt. „Modżiburki dwa”. W ubiegłym roku we Włoszech ukazało się „Wzgórze Pana Boga”. „Miłość tylko miłość” zastała przetłumaczona na niemiecki i włoski, a na podstawie „Astrachowki” ma powstać film. Tak wiec, każda z moich powieści znalazła uznanie.
– Jakie jest Pana największe marzenie, jako pisarza?
M.S.-Moje powieści są o szeroko rozumianej miłości, ale także o poszukiwania ładu. Chciałbym móc doświadczyć Prawdy, Tajemnicy. Chciałbym uciąć sobie rozmowę z Panem Bogiem i zapytać Go o to, jak naprawdę było z tym stworzeniem świata. A później, chciałbym to opisać.
Dziękuję za rozmowę
Rozmowę przeprowadziła Aleksandra Ignaszak